Chociaż Apollo, Adonis i święty Barnaba to postaci często kojarzone z Cyprem, to właśnie dzięki Afrodycie został on nazwany „Wyspą Miłości”. I jeśli ufać mitologii (a bardzo chcemy jej wierzyć) — oszałamiająca uroda bogini zawróciła w głowie niejednemu Cypryjczykowi.

Afrodyta wyłoniła się z piany morskiej naga, tuż przy skałach Petra Tou Romiou. A kiedy dotknęła stopami ziemi, te pokryły się pięknymi kwiatami. Dziś wiele osób odwiedza to miejsce, szukając w nim agape, czyli miłości doskonałej. Legenda mówi, że jeśli znajdziesz na plaży Afrodyty kamień w kształcie serca, czeka Cię miłość do końca życia. My znaleźliśmy ich całkiem sporo.

Innym miejscem na Cyprze, związanym z mitologiczną boginią, są Łaźnie Afrodyty (grec.Lutrá tis Aphroditis). Znajdują się na dzikim półwyspie Akamas, niedaleko portu rybackiego w Latsi, a prowadzi do nich przepiękna ścieżka położona pośród bujnych, zielonych ogrodów. Warto sobie tamtędy pospacerować, bo na końcu drogi czeka nas nie lada niespodzianka — niewielkie źródełko, ukryte w skalnej grocie. Podobno to właśnie tam Afrodyta sprowadzała swoich kochanków, a zgodnie z legendą — po raz pierwszy spotkała też Adonisa. Jeśli wierzyć pogłoskom, kąpiel w Łaźniach Afrodyty leczy bezpłodność, pozwala zachować wieczną młodość i przywraca siły witalne. Tego się jednak nie dowiemy, bo wejście do wody jest w tym miejscu zabronione.

Śladami Afrodyty wybraliśmy się dalej na kawę po cypryjsku (grec. kefka), która charakteryzuje się specjalnym sposobem parzenia (na gorącym piasku) i podawania — w małych filiżankach, często z dodatkiem cukru i kilkoma kroplami zimnej wody. Gotowa jest wtedy, kiedy na wierzchu naparu utworzy się charakterystyczny jasnobrązowy kożuszek. A jak smakuje? Powiedzmy, że znacząco odbiega od zwyczajowej latte— początkowo podniebienie musi przyzwyczaić się do mocnego aromatu, ale z biegiem czasu (i odrobiną słodzika) smakuje coraz lepiej.

Po Cyprze nie podróżowaliśmy też głodni. Do tradycyjnej kawy po cypryjsku, każdego dnia zajadaliśmy się wystawnym meze i najsłynniejszym na Cyprze serem — halloumi. Mieliśmy nawet okazję obserwować proces jego powstawania w „Sofia and Andreas Traditional House”, około 17 kilometrów od Pafos.

Chociaż samo wyrabianie halloumi wyglądało na skomplikowane, trwało zaskakująco krótko, bo około 20 minut. Niezaprzeczalną bohaterką dnia była zaś Pani Sofia, która nie dość, że poczęstowała nas najlepszym na wyspie serem, to jeszcze znalazła czas, żeby opowiedzieć więcej o całym procesie. Stąd też następująca ciekawostka — tradycyjnie do zrobienia halloumi używa się świeżego koziego mleka. Świeżego, to znaczy od razu po wydojeniu, w temperaturze ciała zwierzęcia.

Najlepsza część wizyty była jednak przed nami — przepyszna degustacja, podczas której skosztowaliśmy anari — cypryjskiego sera, powstającego przy produkcji halloumi, bourekia — tłustych pierożków smażonych z serem i cynamonem, które smakowały trochę jak nasze domowe racuszki, i świeżo wypieczonego przez Panią Sofię chleba.

A wracając jeszcze na chwilę do meze… Na Cyprze tradycyjnie składa się ono z kilku mniejszych potraw lub dodatków, takich jak sosy, pieczywo czy warzywa. I można je zamówić praktycznie wszędzie — to chyba najlepsze rozwiązanie, szczególnie podróżując większą grupą.

Meze może być mięsne, rybne lub wegetariańskie, a jego największą zaletą jest różnorodność — przyznajemy, że dawno nie widzieliśmy tylu nowych potraw na jednym stole! W mięsnej wersji najczęściej można spotkać souvlaki, czyli cypryjski odpowiednik naszych polskich szaszłyków, czy przypominającą włoską lasagne musakę — zapiekankę z bakłażanem i mięsem mielonym. Wielbicieli owoców morza na pewno ucieszy widok świeżych krewetek, kalmarów czy małży, a entuzjastów ryb zapraszamy do skosztowania okonia morskiego — ten najlepiej smakuje w tawernie rybnej „Vassos” w porcie w Ayia Napa.

Z cypryjskich kulinariów przeniesiemy się na chwilę do tematu miejscowego rzemiosła, czyli wyrobu koronek i srebrnej biżuterii. Tych zaznaliśmy w malowniczej Lefkarze, około 40 kilometrów od Larnaki.

Tradycje koronkarskie w Lefkarze zostały zapoczątkowane w średniowieczu i po dziś dzień są bardzo silne — to właśnie one napędzają większość lokalnego ruchu turystycznego. Co równie ciekawe, według miejscowej legendy, w 1481 roku Lefkarę odwiedził sam Leonardo da Vinci. Tak bardzo spodobał mu się jeden z ręcznie tkanych, koronkowych obrusów, że postanowił zabrać go ze sobą do Włoch, a następnie namalować na „Ostatniej Wieczerzy” — słynnym fresku, znajdującym się w refektarzu klasztoru dominikanów przy bazylice Santa Maria delle Grazie w Mediolanie.

W Lefkarze parasole, serwety czy obrusy w tradycyjną, południowo-wschodnią koronkę (lefkaritika) można kupić w zasadzie wszędzie. I chociaż samych sklepów z rzemiosłem wciąż jest tutaj dużo, to starsze pokolenia skarżą się na brak chęci młodych do nauki rzemiosła. A szkoda, bo w 2009 roku tutejsze tradycje koronkarskie zostały wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.

Rzemieślnicze tradycje kultywowane są także we wsi Choirokitia, położonej w regionie Larnaki. To tam znajduje się wiekowy (ale przepięknie odnowiony) cypryjski dom z 1850 roku. Jego właścicielem jest pan Petros Nikolaou, który — to trzeba przyznać — z niezwykłym sercem i oddaniem, zaaranżował wyremontowaną przestrzeń. Dziś jest tam warsztat i muzeum wyplatania koszy z trzciny „pokalami” i „sklinitza”, które swoimi żywymi kolorami rozświetlają nawet najbardziej ponure pomieszczenia.

I tak moglibyśmy opowiadać o Cyprze bez końca — snuć historie o mitologicznych bogach, zachwycać się przekazywanymi z pokolenia na pokolenie tradycjami czy rozpływać nad niezwykłymi smakami, które do dziś tańczą na naszych podniebieniach. Ale może nie ma co pisać za dużo? W końcu Cypr to takie małe Bizancjum, które najlepiej odwiedzić osobiście. Uroki Cypru można odkrywać korzystając także z oferty biura podróży JoinUP! Polska.

Tekst: Klara Krysiak
Zdjęcia: Mira Włodarczyk