Pierwsze, co uderza w Hanoi, to trudna do opanowania kakofonia zmysłów. Dźwięk tysięcy klaksonów miesza się tu z zapachem smażonego jedzenia, wilgotne powietrze paruje w porannej mgle, a niekończący się strumień skuterów zdaje się nie mieć żadnych reguł. To chaos, który na początku przytłacza, by po chwili wciągnąć nas w swój hipnotyzujący rytm. W tej pozornie bezładnej plątaninie można odnaleźć spokój w zaciszu jednej ze świątyń czy nad brzegiem jeziora Hoàn Kiếm.
Ten charakterystyczny dla Wietnamu chaos, w języku polskim znamy jako „sajgon”. To potoczne określenie, które pochodzi od dawnej nazwy południowego miasta Ho Chi Minh, słynącego z gęstego ruchu ulicznego — królują tu tysiące samochodów, rowerów i skuterów. Jednak „sajgon” wcale nie jest taki straszny. Zamiast go unikać, warto stać się jego integralną częścią: wsiąść na skuter i ruszyć w drogę. Przemieszczanie się po wietnamskich ulicach to nie tylko gwarantowana adrenalina, ale też doświadczenie, pozwalające na nowo zdefiniować słowo „porządek”.
I choć Wietnam opanowały dziś skutery, nie brakuje tu także bardziej tradycyjnych form podróży. Jedną z nich są trójkołowe cykle, gdzie pasażer siedzi z przodu, a kierowca napędza pojazd siłą własnych mięśni. To doskonały sposób, żeby na spokojnie chłonąć klimat miasta i oglądać widoki mijane po drodze, a nie tylko przemieszczać się z punktu A do punktu B. Tego rodzaju środek transportu popularny jest szczególnie w większych miastach, takich jak Hanoi.
Hanoi jest stolicą i drugim co do wielkości (po Ho Chi Minh) miastem Wietnamu. Leży w Delcie Rzeki Czerwonej i dziś liczy sobie blisko 4 miliony mieszkańców. Dotychczas nosiło już wiele nazw: Tống Bình, Long Đỗ, Đại La, Đông Quan, Đông Kinh, jednak tą, która utrzymywała się najdłużej i funkcjonowała aż do końca XIX wieku, była Thăng Long, czyli Wzlatujący Smok.
Żeby naprawdę poczuć klimat Hanoi i zobaczyć miasto bez turystycznego filtra, trzeba wstać wcześnie rano — na tyle wcześnie, żeby zobaczyć je jeszcze zanim jego mieszkańcy obudzą się w pełni, a słońce wzejdzie na dobre.
Najlepszym przepisem na rozpoczęcie dnia w stolicy Wietnamu jest wizyta na Targu Kwiatowym (Quảng An Flower Market). Tam, w towarzystwie zapachu świeżych kwiatów – róż, lilii czy lotosów – można przypatrywać się lokalnym handlarzom, którzy z ogromną pasją układają finezyjne bukiety, głośno rozmawiają i negocjują ceny. Wietnamczycy uwielbiają się handlować i traktują to jako część swojego codziennego rytuału, dlatego nie zawsze warto przystawać na pierwszą podaną nam cenę towaru — przeważnie są one znacząco zawyżone.
Podobna energia panuje na targowisku Nghia Tan. To nie jest miejsce dla turystów, a serce lokalnego handlu, gdzie życie nie ustaje ani na moment. Już w środku nocy, gdy większość miasta śpi, zaczyna się tu praca. Rolnicy z okolicznych pól przyjeżdżają do Hanoi, przywożąc świeże warzywa i owoce, a z odległych wiosek rybackich, zlokalizowanych nieopodal Ha Long Bay, docierają sprzedawcy, oferujący świeże ryby i owoce morza. Dookoła panuje chaos, autentyczny i nieudawany obraz codzienności, który jest jednym z najsilniejszych doświadczeń z Wietnamu.
Wizyta na targu Nghia Tan uderza w zmysły całą paletą intensywnych zapachów, gwarem rozmów i ciągłym ruchem. Pomimo tego zgiełku, twarze wietnamskich handlarzy są uśmiechnięte, a oni sami — gotowi do pomocy. To również doskonałe miejsce do obserwacji codziennego życia Wietnamczyków, którzy na Nghia Tan od pokoleń prowadzą swoje rodzinne biznesy. Zakupy nie są tu jedynie transakcją, ale i okazją do spotkania czy wymiany uprzejmości. To także najlepsze miejsce, by skosztować potraw, które na co dzień jedzą mieszkańcy Hanoi – zupy Bún riêu cua czy makaronu ryżowego z tofu i sosem krewetkowym Bún đậu mắm tôm.
Cały ten intensywny rytm miasta sprawia, że pośród zgiełku szuka się wytchnienia. A jak wiadomo, nic nie koi zmysłów lepiej, niż kawa — szczególnie ta, która powstała w Hanoi. Nam znana jest jako wietnamska kawa jajeczna lub Egg Coffee (wietn. Cà Phê Trứng) i bardziej niż kawą per se jest napojem na bazie kawy z dodatkiem ubitych żółtek, mleka skondensowanego i cukru, a czasami też likieru śmietankowego z dodatkiem wanilii i kakao. To nie tylko kulinarny symbol stolicy, ale i ciekawe zagadnienie historyczne. Kremowa, słodka pianka — aksamitna w smaku i konsystencji — powstała w odpowiedzi na niedostatki mleka w czasach wojny. Miała unosić się na powierzchni czarnego naparu i stanowić dla niego idealny balans.
Po przerwie na kawę, która w Hanoi jest rytuałem, pora na jedno z najbardziej niezwykłych doświadczeń w mieście – wizytę na Train Street. To wąskie przejście, ciągnące się wzdłuż ulic Điện Biên Phủ i Phùng Hưng, które w 1902 roku zostało wybudowane przez Francuzów. Kilka razy dziennie przejeżdża tamtędy pociąg linii jednotorowej, łączącej północ z południem Wietnamu. Wyjątkowość tego miejsca nie polega tylko na tym, że tory biegną wśród miejskich zabudowań, a szerokość pociągu zajmuje prawie całą ulicę. To prawdziwy spektakl, który rozgrywa się na naszych oczach i którego, podczas wizyty w Wietnamie, nie można przegapić.
Kiedy słychać pierwszy, daleki gwizd, miasto wstrzymuje oddech. To znak, by mieszkańcy i turyści w pośpiechu chowali wszystko, co wystaje poza linię torów. Właściciele kawiarni i sklepów odsuwają krzesełka, składają stoły, a dzieci przerywają zabawę. W ułamku sekundy, z gwarnej ulicy pełnej życia, miejsce staje się wąskim przejściem, gotowym na przybycie metalowego kolosa. Pociąg, sunący z imponującą prędkością, przejeżdża dosłownie na wyciągnięcie ręki, a powietrze wibruje od jego potężnej mocy. Dla turystów to chwila, która zapiera dech w piersiach, a dla mieszkańców – element codziennej rutyny.
To właśnie ta codzienna rutyna jest esencją Hanoi — miasta, które żyje, oddycha i pulsuje. Nie skupia się na opozycjach, ale na ich nierozerwalnym splocie. Głośny zgiełk skuterów jest tu tłem dla spokoju porannej medytacji, a zapach ulicznego jedzenia unosi się nad zabytkowymi murami świątyń. Tego, co można tu doświadczyć, nie da się zamknąć w przewodnikach: uśmiechu handlarza, który po ciężkim dniu pracy, wraca do rodzinnego domu czy filiżanki kawy z rana, osłodzonej skondensowanym mlekiem. Hanoi trzeba poczuć i zrozumieć.
Tekst i Zdjęcia: Klara Krysiak