Rzeczywiście oferta Słowenii pod tym względem jest niezwykle bogata – krajobrazowo piękne Alpy Julijskie, ostre szarpane szczyty Alp Kamnicko-Sawińskich, łagodne wierzchołki Karawanek oraz świetnie nadające się do pieszych wypraw góry Dynarskie stanowią prawdziwe bogactwo tego niezwykle urokliwego niewielkiego kraju. Słoweńskie góry to dobry sposób na alpejską przygodę, górską wyprawę rowerem lub trekking: stosunkowo niewielkie wysokości, świetnie rozwinięta infrastruktura turystyczna, a jednocześnie wiele zróżnicowanych pod względem trudności szlaków turystycznych. Do tego można dołączyć przykładowo spław kajakowy rzeką Soczą na pograniczu słoweńsko-włoskim, która urzeka niezwykłą, szmaragdową tonią nurtu.

No i piękne górskie krajobrazy – z tego właśnie słynie Słowenia, jak chociażby widok, który rozpościera się na Triglavski Park Narodowy z przełęczy Vogel nad jeziorem Bohinj, czy też z tarasu zamku nad jeziorem Bled – najbardziej chyba pocztówkowego miejsca w Słowenii.

Jednak poza górami Słowenia posiada również wyjątkowo urokliwy, choć niewielki własny fragment wybrzeża adriatyckiego. Wciśnięty między włoski Triest z jednej strony i granicę z Chorwacją z drugiej, ten mały słoweński skrawek Istrii oferuje turystom przede wszystkim możliwość połączenia zarówno spokojnego, jak i aktywnego odpoczynku, tak nad morzem, jak i na pobliskim płaskowyżu krasowym, połączonego ze zwiedzaniem licznych jaskiń, a także rowerowymi i pieszymi górskimi wycieczkami.

Miasta na wybrzeżu zachowały wenecki charakter zabytkowej architektury. Koper (po włosku Capodistria) – to największe miasto słoweńskiego wybrzeża i jedyny słoweński port. Od niedawna Koper stawia też na turystykę przyjazdową opartą na ofertę wielkich statków wycieczkowych, które od kilku sezonów już zawijają do lokalnego portu. Koper – to wąskie, cieniste uliczki starego miasta, schodzące się w kierunku placu z pałacem książęcym, szerokie promenady, otoczone palmami, wielkie centra handlowe, śródziemnomorska oferta gastronomiczna i przede wszystkim świetny hub logistyczny do poruszania się po wybrzeżu – stąd odjeżdżają pociągi do Lublany i autobusy dalekobieżne po całej Słowenii, transgraniczne autobusy do Triestu oraz lokalne autobusy do pozostałych większości miejscowości – Ankaranu, Izoli, Piranu, Portorožu.

Stara część Izoli jest w całości położona na półwyspie, który kiedyś stanowił wyspę, stąd też nazwa miasta (isola – wyspa po włosku), nie brak tu nastrojowych knajpek i restauracji oraz przyjemnych niewielkich hotelików.

Położony dalej wyjątkowo piękny Piran zachwyca zabytkową architekturą wenecką w scenerii morskiej. Stojąc na wzgórzu nad miastem, przy kościele św. Jerzego ma się jednocześnie widok na chorwacki brzeg zatoki Pirańskiej i na włoskie wybrzeże z Triestem na czele – a za nim, o ile pogoda jest dobra, można dostrzec ponownie słoweńskie szczyty Alp Julijskich.

Liczące ledwie nieco ponad 4 tys. mieszkańców miasto to prawdziwie magiczne miejsce, gdzie przy odrobinie chęci i fantazji naprawdę można poczuć, jak coś się kończy, a coś się zaczyna. Tu kończy się słowiański świat, Europa Środkowa, górzysty świat Alp, a zaczyna się świat Śródziemnomorza, świat romański, adriatycki.

Pirańskie stare miasto o wąskich niczym korytarze cichych uliczkach mieści się na półwyspie Punta, który stopniowo się zwężając wrzyna się w Adriatyk niczym statek, na jego czubku zaś stoi zbudowana z grubych ciosów piaskowca latarnia morska o wyrazistej sylwetce i charakterystycznej wieży o ażurowej attyce w stylu weneckiego neogotyku. Pierwotnie była to wieża obronna, będąca częścią zbudowanych przez Wenecję murów obronnych miasta – albowiem miasto kupców i żeglarzy Piran należało do Najjaśniejszej Republiki w okresie swojego największego rozwoju. Wysoka na 12 metrów wieża umożliwia widoczność na 11 mil morskich. Budynek jest jedyną kamienną latarnią morską tego typu na słoweńskim wybrzeżu, a istnienie latarni morskiej właśnie w tym miejscu jeszcze w czasach antycznych prawdopodobnie dało nie tylko początek miastu, lecz również zdecydowało o jego nazwie. Zdaniem większości badaczy wywodzi się ona bowiem od greckiego słowa pyrá (πυρά), oznaczającego ognisko, gdyż właśnie na krańcu półwyspu zapalano ogień jako punkt orientacyjny dla statków płynących do Capodistrii, czyli dzisiejszego Kopru.

Dziś okolice latarni w sezonie wypełniają tłumy wczasowiczów, a kawiarnie wystawiają dla nich stoliki tuż przy linii brzegowej, aby można było podziwiać uroki zatoki Triesteńskiej w pełnej okazałości. Nie jest zapewne dziełem przypadku, że jedna z kawiarń nieopodal latarni nosi nazwę (zapisaną po włosku i słoweńsku) Fine Del Mondo / Na koncu sveta. Tak właśnie wygląda koniec świata – z widokiem na Triest po drugiej stronie zatoki i z szumem fal, rozbijających się o głazy falochronu Punty.

Pomimo, że całkiem blisko położony jest uważany za najpopularniejszy kurort słoweńskiego wybrzeża – Portorož, siedząc na wielkich głazach kamiennych, które tworzą coś w rodzaju falochronu otaczającego Puntę od zachodu i częściowo od północy, można czasami odnieść wrażenie, że właściwie cały świat jest gdzieś daleko. No, może poza Triestem, który leży po drugiej stronie zatoki, i którego „światła wielkiego miasta” wieczorami przykuwają wzrok niczym magnez.

Nad miastem góruje usytuowany nad skalnym urwiskiem monumentalna bryła kościoła pod wezwaniem patrona miasta – św. Jerzego – z XVI-XVII wieku wraz z sąsiadującą imponującą 47-metrową kampanilą. Stąd można nie tylko kontemplować plątaninę uliczek i czerwonych dachów na dole, wśród których wyłania się okrągły biały plac Tartiniego, ale też doznać niezwykłego uczucia bycia pomiędzy światami. Niewielki trawnik przed wejściem do kościoła św. Jerzego w Piranie i otaczające go po obydwu stronach mury stanowią jedyne bodajże i unikatowe w swoim rodzaju miejsce, które pozwala jednocześnie zobaczyć po jednej stronie zatoki Chorwację (północne wybrzeże należącej do Chorwacji części Istrii, miejscowość Crveni vrh, gmina Savudrija) i Włochy po drugiej stronie zatoki (Triest i przylegające do niego miejscowości aż po Grado), jednocześnie pozostając przy tym w Słowenii.

Dodatkowo za włoskim Triestem rozpościera się widok… ponownie na Słowenię, gdyż za płaskowyżem Krasu wznoszą majestatyczne zaśnieżone szczyty słoweńskich Alp Julijskich. W dobrą pogodę, kiedy widoczność jest szczególnie dobra, podobno można stąd zobaczyć nawet Triglav – najwyższy szczyt Słowenii, położony niedaleko trójstyku granic Słowenii, Austrii i Włoch.

Zgódźcie się, takie cuda zdarzają się jedynie na końcu świata.

Źródło i zdjęcia: Nikodem Szczygłowski