Portorož – po włosku Portorose – to najbardziej luksusowa miejscowość na wybrzeżu słoweńskim, z pierwszego spojrzenia nieco przypomina wykwintne kurorty nad jeziorami włoskimi w Lombardii i Piemoncie – chociażby takie jak Stresa lub Arona nad Lago Maggiore. Drogie luksusowe hotele ustawione wzdłuż promenady nad zatoką, palmy, akacje, rododendrony, butiki, kawiarnie, restauracje, a za nimi dobrze utrzymana długa plaża, molo, baseny i widok na chorwacki brzeg, niemalże na wyciągnięcie ręki – tak wygląda Przystań Róż (albo Kwiatów – zależnie od tego, której wersji, włoskiej lub słoweńskiej nazwy miasta będziemy się trzymać). Uczucie włoskiej dolce vita jest tym bardziej mocne, gdyż na terenie gminy obowiązuje dwujęzyczność – ze względu na autochtoniczną mniejszość włoską, prawa której m.in. do używania własnego języka na tych terenach są zapisane w słoweńskiej konstytucji – wszystkie napisy urzędowe są w dwóch językach, słoweńskim i włoskim.

Siedząc na tarasie luksusowego pięciogwiazdkowego hotelu na wzgórzu świętego Wawrzyńca (Sveti Lovreč / San Lorenzo), który powstał na początku lat 70 XX w. w czasach prosperity Jugosławii i na otwarciu którego był obecny sam Josip Broz Tito (hotel wciąż oferuje gościom apartament prezydencki, z balkonu którego rozpościera się piękny widok na całą okolicę), można z łatwością ogarnąć wzrokiem cały kurort, zatokę i chorwacki brzeg po drugiej stronie.

Robert Staničić – dyrektor Metropol Resort Portorož, który należy do Remisens Hotel Group opowiada mi o przeszłości hotelu. Kiedyś był to jeden z trzech najbardziej reprezentatywnych i luksusowych hoteli w całej Jugosławii, do tego też było to jedno z nielicznych miejsc w SFRJ, gdzie działały legalne kasyna (inne popularne miejsce legalnego hazardu przy samej granicy znajdowało się w Novej Goricy) – z prostej przyczyny, bliskości granicy z Włochami – mieszkańcy właśnie tego kraju stanowili większość gości w obydwu kasynach w latach jugosłowiańskiej prosperity, czyli 70 i 80 XX w.

W celach propagandowych jugosłowiańskie władze również zainicjowały założenie włoskojęzycznej redakcji lokalnej TV i radio oraz umożliwiły retransmisję sygnału po włoskiej stronie granicy za pomocą zainstalowanych tam nadajników.

State ascoltando radio Capodistria! Radio Capodistria – tutto un’altra musica! Słuchacie Radio Koper! Radio Koper – zupełnie inna muzyka! – słysząc to hasło wielu Włochów z Triestu i dalszych okolic odruchowo podgłaśniało kiedyś swoje odbiorniki w oczekiwaniu na ulubione przeboje.

Radio i telewizja Koper-Capodistria ukształtowały w latach 70 i 80 XX w. dość szeroką własną włoską przestrzeń medialną – mówi mi Stefano Lusa, dziennikarz włoskiej redakcji Radio Koper.  Za pomocą dość pokaźnie rozbudowanej sieci nadajników we Włoszech mieliśmy możliwość dotrzeć do włoskiego widza i słuchacza, ale prócz treści propagandowych mieliśmy jednak też naprawdę dobre programy rozrywkowe i świetną muzykę. Nasza telewizja była pierwszą, która zaczęła nadawać w kolorze na terenie Włoch, mieliśmy też dużo sportu i dobre filmy. Komuniści wtedy myśleli, że ludzie słuchają nas i oglądają z powodu przekazów politycznych. W rzeczywistości zaś uwagę widzów włoskich przyciągały przede wszystkim skąpo ubrane dziewczyny występujące w filmach, które pokazywaliśmy. W katolickich Włoszech panował wówczas właściwie monopol państwowej stacji RAI, która nie wyświetlała podobnych filmów, zwłaszcza zawierających tzw. „otwarte sceny“ – uśmiech się Stefano.

Choć czasy złotych przebojów w Radio Capodistria oraz wielkich wygranych (i przegranych) w portoroskim kasynie odeszły już do lamusa, trochę tej dolce vita lat 80 XX w. w Portorožu wciąż czuć.

Siedząc na tarasie hotelu, który stanowi symbol tamtej epoki ze wzrokiem w kierunku chorwackiego brzegu zatoki, dyrektor Staničić mówi mi, że jego zdaniem słoweńska Istria wciąż szuka swojej koncepcji rozwoju. Chorwaci od początku stawiali na masowość swojej turystyki, udało im się to w znacznym stopniu – mówi Staničić – w Słowenii podejście do turystyki od początku było inne, stąd też wynikłe różnice w rozwoju sektora hotelarskiego między Słowenią Chorwacją, tu w Istrii chyba jest to najłatwiejsze do porównania.

Hotelowi Metropol Resort w rzeczywistości nie da się niczego zarzuć, jest to obiekt o solidnym standardzie, z wyposażeniem, które owszem przypomina nieco klimatem dawne lata, ale wszystko jest w doskonałej formie, z basenami, własnym kąpieliskiem i plażą, salonem gier, kasynem, świetną restauracją i kawiarnią, barem, SPA, tarasem widokowym i pokojami o naprawdę wysokim standardzie, w tym słynnym wspomnianym wyżej apartamentem twórcy i wieloletniego przywódcy socjalistycznej Jugosławii, na który składają się dwie sypialnie, dwie łazienki, pokój roboczy, pokój dzienny i wielki balkon z pięknym widokiem na cały Portorož i zatokę.

O tym, jak rozwija się lokalna turystyka rozmawiałem też z panią Patriciją Gržinič, szefową lokalnego biura promocji turystyki.

– Rok 2019 był dla nas naprawdę najlepszym rokiem turystycznym – mówi mi pani Patricija – mieliśmy wtedy największą liczbę noclegów przed pandemią, ale w 2023 r. zbliżyliśmy się ponownie do tej liczby, pozostając jedynie o jeden procent poniżej 2019 r., z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Dla naszych pracowników z branży turystycznej dość istotna jest nie tylko liczba noclegów, co przyjazdów, które generują, a właśnie liczba tych stale rośnie. W 2023 roku wygenerowaliśmy milion osiemset trzydzieści tysięcy noclegów. To do prawdy są imponujące liczby i bardzo dużo jak na nasz rozmiar. Mówiąc o słoweńskiej części Istrii, przypominam, że obejmuje ona gminy Ankaran, Koper, Izola i właśnie gminę Piran, w której najważniejszymi ośrodkami turystycznymi są Piran i Portorož – mówi pani Gržinič.

Pani Patricija opowiada o tym, że obecnie opracowywana jest nowa strategia rozwoju turystyki na wybrzeżu, gdyż od momentu przyjęcia ostatniej w 2018 r. w świecie wydarzyło się wiele – pandemia COVID-19, kryzys gospodarczy, wojna, wszystko to niewątpliwie ma wpływ na turystykę.

– Musimy więc rozpocząć nową erę, pomyśleć o tym, jak i co robić w przyszłości. Jakie będą nasze główne produkty, co chcemy zrobić? Bardzo istotni w tym kontekście są lokalni mieszkańcy, musimy również słuchać ich głosu, czego oni oczekują od tej turystyki. Spodziewam się, że strategia rozwoju turystyki „Istria 2040” zostanie wkrótce wdrożona. Cieszy mnie to, że z założenia ma połączyć wszystkie obiekty na całym słoweńskim wybrzeżu, które, jak wiemy, jest bardzo małe, gdyż liczące ledwie 46 kilometrów, w jedną całość – mówiła mi rok temu pani Patricija.

– W Słowenii zdecydowaliśmy się na zieloną, butikową turystykę, bardziej zrównoważoną, szczególnie dla tej części Istrii i dla gminy Piran, ponieważ mamy tu tak mało miejsca, więc musimy szukać wysokiej jakości usług. Jednocześnie nie możemy sobie pozwolić na stworzenie tu nowych dużych obiektów noclegowych, więc musimy ulepszyć te istniejące, sprawić, aby stały się jeszcze bardziej atrakcyjne dla gości.

Lokalne biuro rozwoju turystyki sporo pracuje nad tym, aby konsekwentnie dążyć do desezonalizacji. Próbuje to osiągnąć przede wszystkim poprzez zwiększenie oferty atrakcyjnych wydarzeń, i w pewnym sensie jest to strategia dość odmienna od tego, co robią w sąsiedniej Chorwacji. W Portorožu jest więc konsekwentnie rozwijana turystyka kongresowa, natomiast w Piranie stawka jest robiona na turystykę kulturalną. Celem jest promować jeszcze bardziej Piran jako zabytek kultury i historii. Już teraz odbywają się tam ważne wydarzenia muzyczne, takie jak Tartini Festival, Piran Music Evenings i inne. Byłem w ubiegłym roku na kilku wydarzeniach festiwalu Tartiniego i muszę przyznać z ręką na sercu – wysłuchanie koncertu muzyki barokowej w scenerii krużgankowego patio dawnego barokowego klasztoru minorytów pod gwiaździstym niebem to rzeczywiście jest niezapomniane przeżycie.

Inne kierunki rozwoju dla słoweńskiej Istrii to turystyka rekreacyjna, sportowa, agroturystyka, turystyka rowerowa. O ile Piran pomimo całej jego magii w większości przypadków pozostaje destynacją jednodniową, a z kolei Portorož wybierany jest na nieco dłuższy odpoczynek, pragnieniem miejscowego biura promocji turystyki jest zachęcenie gości do udania się nieco w głąb Istrii, do autentycznych wiosek, gdzie w tradycyjny sposób robią znakomity pršut i oliwę z oliwek, prowadzą warsztaty z różnego rodzaju wytworów ludowych. Tuż za Portorožem, w kierunku granicy z Chorwacją leży Sečovlje, miejsce, gdzie od dawien dawna wydobywana jest słynna morska sól, która jest sprzedawana w całym świecie pod marką „Piranska sol”, jest to znak rozpoznawczy nie tylko słoweńskiej Istrii, ale całej Słowenii.

Sol je morje, ki ni moglo nazaj na nebo” – sól to morze, które nie mogło wrócić na niebo – mówi stare miejscowe przysłowie. I rzeczywiście sól stanowi istotny element promocji słoweńskiego wybrzeża, w Sečovlje działa nawet ośrodek SPA, który oferuje wyjątkowe kuracje solne.

Na rozwój turystyki w Piranie i Portorožu ma dość znaczący wpływ także rozwój pobliskiego lotniska włoskiego Triestu – które znajduje się w miejscowości Ronchi dei Leggionari na północ od tego portowego miasta, niedaleko Monfalcone. Dwa lata temu powstała tam baza przewoźnika niskokosztowego Ryanair, który anonsował kilkanaście kierunków europejskich, w tym m.in. do Krakowa. Dotarcie z lotniska do Słowenii nie stanowi większego problemu, zwłaszcza że przykładowo słoweńska firma GoOpti i inni przewoźnicy oferują przewozy typu doors to doors z lotniska do wybranego przez turystę hotelu.

Na koniec warto wspomnieć o doskonale utrzymanej infrastrukturze, zarówno drogowej, jak i ścieżek rowerowych.

Przykładowo 47-kilometrowa trasa z Piranu do Triestu to przyjemna mieszanka gładkich, świetnie utrzymanych ścieżek rowerowych i spokojnych dróg i równej nawierzchni, wręcz idealna na spokojny dzień spędzony na dwóch kółkach poza miastem. Podczas jazdy napotkacie kilka łagodnych podjazdów i zjazdów, a maksymalna wysokość wynosi około 208 metrów. Nie jest to nic trudnego, więc z łatwością da się utrzymać stałe tempo i cieszyć się pięknymi widokami wybrzeża. Po drodze będziecie otoczeni pięknymi krajobrazami, mieszanką bujnej zieleni i błyszczących widoków na morze. Przez większość trasy będziecie jechać po utwardzonej nawierzchni, a odrobina żwiru doda nieco przygody.

Po około trzech godzinach jazdy podróż zakończycie w wielkomiejskim Trieście, znanym z historycznych kawiarni i wspaniałych widoków na Morze Adriatyckie. Nawet dla tych, którzy na co dzień nie są specjalnie miłośnikami kolarstwa tak wycieczka może stanowić nie lada atrakcję, a jednocześnie pozwala na cieszenie oka niezwykłą przyrodą północnego krańca Istrii zarówno po słoweńskiej jak włoskiej stronie granicy.

Źródło i zdjęcia: Nikodem Szczygłowski